sobota, 31 marca 2012

"Wolność - kocham i rozumiem"

Trzy lata temu, gdy urodziłam Młodego, głośna była sprawa pewnej Róży, którą Sąd w swej łaskawości pozbawił rodziny tuż po narodzinach. Teraz historia się powtarza. Przeraża mnie świat w którym ogólnie pojęta wolność jest skuta łańcuchami. Takie przemyślenia wywołał u mnie artykuł - informacja o tym jak kolejnej rodzinie odebrano dziecko z powodów złych warunków mieszkaniowych czyli po prostu biedy.
Oczywiście można się spierać w kwestii po co tej rodzinie tyle dzieci, gdzie podziała się antykoncepcja i tym podobne, aczkolwiek skoro mamy się za tolerancyjnych, pragnących wolności choćby własnej, duchowej, pozwólmy żyć każdemu w zgodzie z własnym sumieniem.
Wierzę, powiem więcej, jestem przekonana, że nie w 100% rodziców należy obarcza za to winą, lecz nieudolne Państwo, które nigdy nie zaznało pojęcia "pracy u podstaw", które dopuściło Kościół do tak wielkiego głosu, że przekrzyczeć go teraz nawet trudno, które nigdy nie stworzyło swoim obywatelom szans (no może poza wstąpieniem do UE i perspektywami wyjazdu z tego chorego kraju) do godnego życia.
W kraju w którym z jednej strony aborcja jest przestępstwem, z drugiej wielodzietność jest problemem, w kraju w którym za środki antykoncepcyjne płaci się niemałe pieniądze, z drugiej odbiera się dzieci rodzicom za "biedę" oraz w którym jeden człowiek z orzełkiem na łańcuchu decyduje wedle swojego "widzimisie" i własnej (nad)interpretacji prawa o "być albo nie być", "mieć lub nie mieć", "kochać czy nie kochać" musi do takich sytuacji, które bulwersują dochodzić.
I nie obchodzi mnie to ile dzieci mają Ci państwo i ile jeszcze zamierzają mieć. Widać sypiają ze sobą, być może w ten sposób okazują sobie uczucia jak każdy normalny człowiek. Może bardziej potrafią kochać niż 50% społeczeństwa w tzw "normalnych sytuacjach życiowych" nie nam to oceniać do chwili gdy nikomu nie dzieje się krzywda, a w domu panuje pokój i miłość.


poniedziałek, 26 marca 2012

Buncik.

Zbuntowałam się i nie wróciłam do domu na czas. Słodki buncik miał miejsce wczoraj, a pomógł mi w nim Młody. Nie przyjechaliśmy do własnego domu przed 22:00. Dla Młodego, odnoszę wrażenie, było to jak "dzień dziecka". Tak niesamowicie miło sie wracało wiedząc, że nie obejdzie się bez pewnych złośliwości.
W domku było cicho i usto tylko pzez moment. Jako, że Troskliwa Terrorystka (nie wiem dlaczego ludzie najczęściej nazywają ja babcią) miała wyczulony słuch już po 5 minutach od wejścia do domu zapewne usłyszała jak chodzę po mieszkaniu i postanowiła zadzwonić. Oczywiście zaczęło się od zwyczajowego "gdzies TY była do tej godziny" a później "dzieko zmarnujesz" i "jak tak można"..

Tak to jest jak się jest kompletnie nieodpowiedzialną 30 letnią matką, która raz w miesiacu wyjdzie z synem do rodziny i wróci o 22:00... tak.. wstydzę się ...

niedziela, 25 marca 2012

Otaczają mnie kretyni

Na szczęscie nie na co dzień mam takie przemyślenia, ale jednak jak w końcu przyjdą to nie dają spokoju dopóki:
a) ich nie zapiję
b) nie wygadam się
wybieram to drugie jako nowatorska forma terapii własnej i robię to dla zdrowia psychicznego.
    Wczorajszy dzień obfitował w niespodzianki. Piękna, słoneczna sobota, która z pewnych wzgledów została dobrze spożytkowana, ale z innych wprowadziła mnie właśnie w taki nastrój. A wiec moje otoczenie... dokładniej rodzina - jak w temacie. Nie wiem z jakiej ja się urwałam choinki, ale odnoszę wrażenie, że nie jestem z tego samego lasu. Dlaczego?
Otóż nie interesuje mnie życie prywatne najbliższego otoczenia, a już na pewno w szczególności to kto z kim i za co żyje oraz jakie stosunki z kim utrzymuje. Nie interesuje mnie to, kto ile ma dzieci i dlaczego ich nie ma. Nie wnikam ile kto zarabia i na co ile wydaje. Choć owszem, jak każdy szanujący się przedstawiciel homo sapiens "civilizientis" potrafię a nawet perwersyjnie lubię oceniać te zachowania. W mojej rodzinie, w tym ich lesie, wszystko jest wspólne, a już na pewno wspólne powinny być poglądy na życie i sposób jego prowadzenia. Można mieć takie samo podejście do wychowania dzieci, robienia obiadu - bo jeśli dodam majeranek do zupy pomidorowej (lubię to do cholery) to ta zupa już jest "be" i na pewno nie dla dziecka, gorzej, że życie z "kimś" także podlega ogólnej akceptacji bądź nie. Oczywiście niezaakceptowana osoba ma mówiąc krótko przesrane.
Cóż z tego wynika?
Ja jestem niezbyt dobrą matką, bo potrafię nakarmić dziecko pomidorówką z majerankiem lub kwaśną smietaną nie zaklepując jej mąką. Mój mężczyzna, a ojciec mojego dziecka, jest życiowym nieudacznikiem, bo nie potrafi sobie poradzić z długami w które wpadł nie do końca ze swojej winy, a pracodawca nie widzi innej możliwości jak zatrudnić go na pół etatu (przy założeniu, że jego wciąż nie ma bo pracuje). Dziecko jest rozpuszczone, bo nie dostaje ode mnie ani od ojca "na tyłek" za byle gówno i byle płacz...
Tak... sądzę, że otaczają mnie... jak w temacie.

piątek, 16 marca 2012

Dostać cholery

Czasami są takie dni, kiedy dostać cholery to na prawdę mało. Młody przechodzi kryzys wieku 3 lat zwany buntem trzylatka. Osobiście odnoszę jednak wrażenie, że dzieci przechodzą bunt wieku od 1 do "kij-wie-kiedy" latka, a wszystko zależy od tego jak szybko wyfruną z domu. Dodatkowo szlag mnie trafia z każdą myślą o tych co staniki paliły. To dzięki tym drogim Paniom oprócz powszechnego prawa do głosowania teraz wykonuję prace na dwa etaty - tę do której wychodzę z domu i tę do której wracam czyli sprzątanie, gotowanie, czyszczenie, wychowywanie (które w największej mierze jest tylko korygowaniem błędów popełnionych przez babcię, która wykorzystuje swoje prawo do rozpieszczania na maksa - serio, byłaby wzorem dla idiotek wychowujących swe dzieci "bezstresowo" w rozumieniu "bez zasad" lub "odpocznij, zrobię wszystko za Ciebie"). Jeszcze trochę i będę naprawiać krany oraz wymieniać instalacje elektryczne - chwilowo, nie mam na to ochoty.  I niech mi ktoś powie, że w dzisiejszych czasach mężczyźni są nam jeszcze do czegoś potrzebni prócz przenoszenia i przekazywania w przyjemny sposób materiału genetycznego? Ostatecznie przecież szczytem ich romantyzmu są kwiatki na dzień kobiet oraz okazywanie uczuć w sposób cielesny... ok zgodzę się, że czasami zauważą księżyc... ale tylko gdy im o tym przypomnieć.